Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
1017
BLOG

PLL LOT pod lupą prokuratury

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 10

Solidarność z PLL LOT złożyła 21 grudnia doniesienie do prokuratury o niedołożeniu staranności przy podejmowaniu decyzji przez zarząd oraz prokurentów w latach 2010–2012. Wiemy już, że prokuratura przeprowadzi postępowanie. Domaga się m.in. dokumentów od Ministerstwa Skarbu Państwa. O tym, dlaczego powstał taki wniosek, z szefem Solidarności w PLL LOT Stefanem Malczewskim rozmawia Maciej Chudkiewicz.

– Co się dzieje z tą firmą? Lata mijają a problemy te same. Co rok nowy prezes, straty, zwolnienia...

– Jeżeli przysyła się do LOT-u ludzi, którzy nie mają pojęcia o branży lotniczej, to ci ludzie wpędzają spółkę w coraz to większe tarapaty. Nie jestem przeciwnikiem młodych, ale jak ich się przyjmuje, a starych wywala, to brakuje ludzi doświadczonych. Związki zawodowe są sekowane. Wiadomo, co się mówi: są betonowe i niereformowalne. Więc mimo różnych naszych pism o niekompetencji ludzi zarządu, pełnili oni swoje funkcje do czasu, aż okazywało się, najczęściej po roku, jaka jest sytuacja.
Przychodzą do nas ludzie, o których np. nie wiemy, czy mają wyższe wykształcenie. Chodzi mi o byłego prezesa Sebastiana Mikosza, o którym nie wiadomo, czy spełniał wymagania LOT- u na to stanowisko. Wiadomo tylko, że wcześniej pracował w polsko-francuskiej Izbie Gospodarczej, a potem w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Z tej ostatniej usunięto go dyscyplinarnie. Nie miał nic wspólnego z branżą lotniczą.
Po nim przychodzi facet, który przez siedem lat był prezesem Carlsberga, a potem przez kilka miesięcy firmy Ruch. A kolportaż gazet trochę się różni od lotnictwa.
Był człowiek, który odpowiadał w Locie za sprzedaż i nie miał pojęcia o lotnictwie. My mu natychmiast jego błędy i niewiedzę wytykaliśmy. A on zwołał spotkanie ze związkami zawodowymi i powiedział, żeby go nie atakować, bo on się zna na lotnictwie – skleił 175 modeli i przeczytał trzy książki o lotnictwie cywilnym. Takich sytuacji było wiele...
Jeżeli nie zaczną tym przedsiębiorstwem rządzić doświadczeni ludzie z branży, to nic z tego nie będzie. My zabiegamy o to, żeby prezesem był fachowiec. On musi zresztą najpierw zrobić poważny audyt, żeby wiedział czym zarządzać. Bo jeśli przyjdzie po to, by zgasić światło, to ja dziękuję.

– A co z pomysłem, który pojawił się w mediach, aby prezesa poszukać za granicą?

– U nas już byli tacy ludzie. Nie wnieśli żadnej wartości dodanej, a LOT musiał im płacić gigantyczne pieniądze. Kilka lat temu obszarem handlowym zajmował się człowiek, który przyszedł do LOT-u z Gulf Air. Nazywał się Bjorn Naf. On też tam dokonywał restrukturyzacji. Ale przeciwstawiły się jej związki zawodowe i parlament. Prezes wyleciał i znalazł się w Locie. Nie wiedzieliśmy, ile dokładnie u nas zarabiał, ale na spotkaniu w ministerstwie przyznano, że między 40 a 60 tys. euro miesięcznie. To jest wynagrodzenie na poziomie prezesa banku w Polsce, ok. ćwierć mln zł na miesiąc. Tylko niech mi ktoś pokaże efekty jego pracy.
Jestem przekonany, że ten biznes może poprowadzić aktualny lub były pracownik LOT-u, który ma wiedzę i doświadczenie, a przede wszystkim pomysł jak wyjść z tego dołu.
Związkowców nikt nie chce słuchać. Ale ja uważam, że LOT powinien się zrestrukturyzować, żeby konkurować na rynku europejskim. Bez tego daleko nie zajedziemy. Restrukturyzacja może polegać na tym, co zaproponowało nam ministerstwo, czyli na ściśnięciu albo wręcz przeciwnie – na rozwoju. Teraz nam się proponuje zwolnienie ludzi, zmniejszenie siatki połączeń i liczby samolotów.

– LOT ma więcej zarabiać, mając mniej samolotów? O jakiej skali mówimy?

– Ma ich być kilkanaście mniej niż dziś. Zostać ma 25 sztuk. W Locie jest ok. 2000 pracowników, do zwolnienia ma iść 600 osób, czyli prawie 1/3 załogi. Siatka połączeń LOT-u ma liczyć 39 miast.
A ja mówię: lepiej stwórzmy nowy model biznesowy i dopiero mówmy o tym, jak to zrobić. LOT nie ma w tej chwili już prawie nic, co mógłby sprzedać. Doszliśmy do ściany. Przerobiliśmy gigantyczne pieniądze, które nie wiem, gdzie się podziały. Ostatni prezes Marcin Piróg sprzedał majątek LOT, co podkreślam – po zaniżonych cenach, za 900 mln zł w ciągu dwóch lat. Wydaje się, że te pieniądze powinny pokryć wszystkie straty. A nie pokryły. Jeszcze powstała strata, która doprowadziła do jego usunięcia. Ale to, że zostali pozostali członkowie zarządu jest dla mnie niepojęte.

– LOT pozbył się już udziałów w Mariotcie, PEKAO S.A., Petrolocie...


– Zostały nam udziały w Casinos Poland (1/3 należy do LOT-u), ale próbuje się je sprzedać od sześciu lat. Są jeszcze udziały w dwóch spółkach z branży, czyli WROLOT i GTL. No i mamy Żurawia, który jest wyceniany na 420 mln zł.

– Żurawia jako logo? Ale gdyby go sprzedać, cały LOT by zniknął jako marka… Przed końcem roku rząd przelał na konto LOT-u 400 mln zł.


– Słyszałem głosy, że nie powinno się pomagać LOT-owi i niech w końcu upadnie. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że upadek LOT-u oznacza zwolnienia dla ok. 20 tys. ludzi i straty rzędu 5 mld zł. Cały problem polega na tym, że nikt nie mówi o zarabianiu pieniędzy tylko wciąż o cięciu kosztów. Możemy tak ciąć i ciąć aż z tego przedsiębiorstwa nic nie zostanie.

– Warszawa mogłaby być ważnym portem przesiadkowym np. dla Ukraińców i Białorusinów, którzy w stolicy przesiadaliby się do Dreamlinerów, by polecieć dalej do USA czy Kanady. Albo dla pasażerów z zachodu udających się przez Warszawę do Chin.

– Tak, ale 20 samolotów LOT-u latających po Europie nie przewiezie wystarczająco dużej liczby pasażerów, aby zapełnić pokłady Dreamlinerów.

– Co z tym Dreamlinerem? Choroby wieku dziecięcego?


– Podobnie było z Embraerami. Byliśmy pierwszą firmą z Europy, która je kupowała. Problemy były na bieżąco zgłaszane producentowi i teraz nie słyszę, żeby było coś nie tak.
Oczywiście to jest taki biznes, w którym trzeba dmuchać na zimne. Nasze Boeingi 787 mają numery seryjne od 60 w górę. Tak naprawdę u nas problem z Dreamlinerem jest taki, że zgodnie z tym, co wiem, nawet najmniejsza wymiana śrubki wymaga pracy pod dachem. A LOT nie ma hangaru, który mógłby go pomieścić. Były różne koncepcje, mogły na to pójść pieniądze ze sprzedaży różnych udziałów i firm. Ale tak się nie stało. Wszystko trzeba robić pod gołym niebem.
Nie mamy też na miejscu zapewnionej obsługi samolotu. Wszystkie inne lotowskie maszyny obsługuje wydzielona z LOT-u firma, w której pracują świetni mechanicy, byli pracownicy PLL LOT. A Dreamlinerami zajmuje się firma brytyjsko-holenderska.

– Czy LOT jest w tej chwili sprzedawalny?

– Nie. Ale może w tym całym działaniu, którego jesteśmy świadkami jest jakaś metoda? Żeby go komuś sprzedać za 1 euro...

 

Co o tym sądzisz? napisz na facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka