Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
844
BLOG

Chodakiewicz: Królewieckie S-400

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 4
Post-Sowieci oznajmili właśnie, że ustawili rakiety S-400 w okolicach Kaliningradu. S-400 to rakiety ziemia–powietrze, których zasięg wynosi od 120 do 400 km. Takie same bronią Moskwy oraz niezadługo będą szczerzyć się na syberyjskim dalekim wschodzie. Jest to broń taktyczna, ale Kreml rozstawia ją zgodnie ze strategicznym planem obronnym Rosji: te same systemy na peryferiach, co w centrum. Ułatwia to życie wojskowej logistyce. 
Rozstawienie S-400 wywoła pewnie zdziwienie w Białym Domu po tym jak na szczycie nuklearnym w Korei Południowej prezydent USA Barack Obama złapał prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa za mankiet i poprosił go (święcie przekonany, że nikt nie słyszy), aby przekazał swemu szefowi, Władimirowi Putinowi, że „w tych wszystkich sprawach, szczególnie jeśli chodzi o obronę rakietową, wszystko można rozwiązać, ale ważną rzeczą jest, aby dać mi przestrzeń do manewru... To są moje ostatnie wybory. Po wyborach będę mógł być bardziej elastyczny”. Miedwiediew odparł: „Rozumiem, przekażę to Władimirowi”. Dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem dzięki dziennikarskiemu wścibstwu, a nie dzięki przejrzystości polityków.
 
Co zaszło? Polityk amerykański miał wrażenie, że post-Sowiet się z nim zgodził. Tymczasem posłaniec Kremla po prostu stwierdził, że rozumie jego sytuację. I rzeczywiście rozumie. A to nie znaczy, że się z Białym Domem zgadza. Moskwa nie zrobi tak, jak prosił Obama. Moskwa zrobi to, co jest w interesie Putina i postkagiebistów trzymających w Rosji władzę. Stąd rozstawienie rakiet S-400 w Kaliningradzie. 
Naturalnie podważa to pozycję Obamy, który teraz będzie musiał wymyślać nowe wymówki, dlaczego jego administracja nie wywiązuje się ze zobowiązań sojuszniczych i nie jest gotowa bronić swoich bałtyckich, polskich i innych aliantów z postsowieckiej strefy. Naturalnie, że utrudni to kampanię wyborczą Obamy bowiem ignorowanie przez Rosję jego prywatnych próśb pokazuje przecież zupełną nieskuteczność dyplomacji amerykańskiej pod jego batutą. Naturalnie, że S-400 destabilizuje sytuację nad Bałtykiem i zagraża pokojowi.
 
Zresztą już samo istnienie Kaliningradu destabilizuje region. Przypomnijmy, Kaliningrad powstał na ruinach Königsbergu-Królewca. Oficjalnie miasto i okręg przyjęły swoje sowieckie imię dopiero w 1946 r. Jednak jeszcze na konferencji teherańskiej w 1943 r. tego regionu zażądał dla siebie Stalin. Argumentował, że potrzebuje portu morskiego, który nie zamarza. Po zdobyciu tego terytorium Kreml inkorporował je do Rosyjskiej Republiki Sowieckiej, a mógł przecież albo dać Litewskiej SSR, albo nawet peerelowi. Stalin jednak chciał strategicznej enklawy, która pomogłaby strzec nowego sowieckiego ładu w regionie. Był to też znak dla Polski, że Niemcy w tym miejscu się nie odrodzą, bowiem będzie nad Bałtykiem kawałek Rosji, nota bene odcinający również Litwinów od wspólnej granicy morskiej z Polakami.
Od początku Kaliningrad miał właściwie status miasta i rejonu zamkniętego: była to głównie wojskowa twierdza, uzbrojona po zęby, w tym i w rakiety z głowicami nuklearnymi. Liczba wojska oraz rakiet zwiększyła się znacznie po wycofaniu się do Kaliningradu części wojsk sowieckich z Niemiec i Polski. Następnie, jak twierdzi Yury Zverev, „między 1993 a 2003 r. zredukowano liczbę wojska w Kaliningradzie z 103 000 do 10 500... wycofano całą taktyczną broń nuklearną”. Ponadto „między 1988 a 2000, liczba krążowników zmniejszyła się z 4 do zera, niszczycieli z 13 do dwóch, łodzi podwodnych z 39 do dwóch, okrętów desantowych z 19 do pięciu, a jednostek patrolowych i nabrzeżnych ze 150 do dwudziestu sześciu”.
 
Naturalnie trend zniżkowy został przez Putina odwrócony. Stan sił zbrojnych postsowieckich nie powrócił jeszcze do poziomu sprzed rozpadu imperium, ale Kreml ciężko pracuje, aby tak się stało. Na 900 000 ludności można szacować, że co najmniej 5 proc. to wojsko służby czynnej, a 50 proc. związana jest z postsowieckimi siłami zbrojnymi w rozmaity sposób. Następuje modernizacja floty, a do końca 2012 r. mają nadejść nowe jednostki. Wieść niesie, że w Kaliningradzie Rosjanie umieścili też rakiety Iskander, a być może i inną broń masowego rażenia. 
Jeśli chodzi o geopolitykę, najważniejsze jest to, że Kreml traktuje NATO (a więc USA i ich sojuszników) jako największe zagrożenie. I nie wacha się grozić bronią atomową. Przypomnijmy, że w 1999 r. w ramach wielkich manewrów Zapad-99 Rosja i Białoruś ćwiczyły obronę nuklearną Kaliningradu przed atakiem NATO. Jak podaje Mark Schneider Rosjanie powtórzyli podobne manewry w 2004 r. Tak samo w 2009 r. po wojnie przeciw Gruzji. W czasie kryzysu związanego z instalacją tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach Miedwiediew zapowiadał zainstalowanie rakiet nuklearnych bliskiego zasięgu w Kaliningradzie, przypomina Jeffrey Mankoff.
 
W mikroskali jednak Moskwa jest chyba najbardziej zirytowana postawą Wilna. Litwini wynegocjowali sobie początkowo tranzyt rosyjskich transportów wojskowych przez Litwę tylko koleją. Transporty podlegały inspekcjom, opłaty tranzytowe były wysokie, a Rosja miała za każdym razem prosić o pozwolenie. Ten układ został zmieniony w listopadzie 2002 r. Według nowej umowy Rosjanie mogą przekraczać terytorium Litwy na podstawie wielokrotnego pozwolenia tranzytowego, ale bez prawa przebywania. Czyli Moskwa uzyskała de facto litewski „korytarz”. Uregulowanie „polubowne” tych spraw było jednym z warunków akcesyjnych Unii. Litwini powinni się spodziewać w przyszłości eskalacji żądań związanych z prawami tranzytowymi.
Polskę Rosja męczy natomiast restrykcjami żeglugi na Zalewie Wiślanym, a jednocześnie trwają przepychanki o mały ruch graniczny. Paradoksalnie Kreml wcale nie jest taki chętny do otwartych granic, bo straci wtedy kontrolę nad swymi obywatelami.
 
Zamiast bać się „ruskich turystów”, Polska powinna być zaniepokojona pojawieniem się rakiet S-400 przy swojej granicy. Trudno się spodziewać, by Unia Europejska pomogła coś w tym względzie, a na Obamę raczej trudno liczyć. Obecna administracja jest raczej niezdarna w stosunkach z Moskwą. Odwrotnie niż rząd Putina, który dobrze zna się na szaradach. 
A Kaliningrad wisi nad regionem jak nuklearny miecz Damoklesa.
 
Jan Marek Chodakiewicz
 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka