Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
204
BLOG

Żyszkiewicz: Królewiecki kłopot Rosji

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 9

Mimo chłodu dziesięć tysięcy osób wzięło udział w proteście w Kaliningradzie. W manifestacji zorganizowanej 30 stycznia 2010 przez ruch Solidarnost’ uczestniczyli przedstawiciele rosyjskich partii opozycyjnych. A żądania polityczne sprawiły, że o tym wydarzeniu, zignorowanym przez oficjalne media Rosji, głośno było za to w tamtejszym internecie.

Od lat nie doszło w Rosji do tak licznej manifestacji niezadowolenia. Ludzie protestowali przeciwko polityce gospodarczej Moskwy wobec obwodu. Pojawiły się ostre sformułowania antyrządowe, domagano się odwołania gubernatora. O ile udział przedstawicieli Jabłoka w demonstracji zwołanej przez lokalne struktury Solidarnost’i jest czymś naturalnym, a pojawienie się zwolenników Ziuganowa czy Żyrinowskiego też dziwić nie powinno, o tyle znamienna wydaje się obecność wśród wiecujących działaczy Sprawiedliwej Rosji, partii kierowanej przez Siergieja Mironowa, przewodniczącego izby wyższej parlamentu Federacji Rosyjskiej.
Protest przeciwko planowanej podwyżce podatku transportowego był legalny. Zgodę na sobotnie zgromadzenie wydały władze miasta, ale gubernator Boos wziął urlop i już w piątek wyjechał z Kaliningradu. Według danych oficjalnych, mimo złej pogody na centralnym placu miasta pojawiło się 10 tysięcy osób. Natomiast organizatorzy protestu z miejscowej struktury Solidarnost’i,  na której czele stoi 40-letni elektryk Konstantin Doroszok, mówili nawet o 12 tys. uczestników.


Wiatr od Gdańska? Wicher dziejów?


Wprawdzie w kaliningradzkim proteście m. in. wzięli udział Borys Niemcow oraz Ilja Jaszyn, liderzy rosyjskiego ruchu Solidarnost’, a elektryk Doroszok ma już trójkę dzieci, ale formułowanie daleko idących analogii byłoby zawodne.
Porozumienie, które w grudniu 2008 zawiązali w Rosji przywódcy liberalno-demokratycznych ugrupowań politycznych, w oczywisty sposób zapożyczyło swą nazwę od polskiej Solidarności, ale z wielkim polskim zrywem społecznym z lat 80. łączy je najwyżej wspólnota deklarowanych wartości, bo już geneza, liczebność i struktura czy konkretne cele polityczne pozostają przecież odmienne.
Fenomen niedawnego protestu zasługuje jednak na uwagę, bo warto się zastanowić, dlaczego właśnie Kaliningrad mówi Putinowi nie? Dlaczego władze miejskie wydały zgodę na protest przeciwko polityce gubernatora tej nadbałtyckiej eksklawy Rosji? Dlaczego mimo zimna kaliningradczycy zdecydowali się kontynuować protest przeciwko wyższym podatkom za posiadanie pojazdów mechanicznych, choć władze regionu jeszcze przed manifestacją postanowiły o rok opóźnić wprowadzenie tej podwyżki? Czy o przejawionej determinacji zadecydował sukces spontanicznego protestu z grudnia 2009, w którym uczestniczyło ponad 5 tys. manifestantów, czy raczej obecność ogólnokrajowych liderów opozycji, takich jak Niemcow albo Jaszyn? 
Trzeba pamiętać, że obwód kaliningradzki ucierpiał w kryzysie, znacznie wzrosło bezrobocie, a zanik handlu przygranicznego po wejściu Polski i Litwy do strefy Schengen odbił się negatywnie na tamtejszym poziomie życia. Moskwa opóźnia negocjacje porozumienia o tzw. małym ruchu granicznym, co mieszkańcy obwodu, otwartego wcześniej na sąsiednie kraje, traktują jako jeden z przejawów niekorzystnej dla nich polityki władz centralnych dążących do większego zintegrowania regionu z Rosją.


Nie ma zgody na Boosa


– Od roku 2005 gubernatorem obwodu kaliningradzkiego jest Gieorgij Boos, nominat Putina, wówczas jeszcze prezydenta FR – mówi Iwona Wiśniewska, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. – Nowy, przysłany z Moskwy gubernator, naraził się miejscowej elicie polityczno-biznesowej, mocno ograniczając jej interesy.
Wcześniej głównymi inwestorami w tutejszej specjalnej strefie ekonomicznej byli polscy i litewscy biznesmeni. Kwitł handel, bo kaliningradczycy mieli prawo do bezcłowego wwozu towarów z zagranicy, które potem z ogromnym zyskiem retransportowano do Rosji. Inicjatywa zmiany ustawy o SSE przyszła z Moskwy, ale gubernator Boos lobbował za jej szybką nowelizacją, do czego doszło w 2006 roku. Ulgi importowe zastąpiono zwolnieniami podatkowymi dla inwestycji powyżej 500 mln rubli, co zapewniło przywileje dużym koncernom rosyjskim, uderzając jednocześnie w średni i mały biznes.
Zachęty okazały się skuteczne, zainwestowano w regionie przeszło pół miliarda dolarów. Ale skorzystał na tym głównie budżet federalny, bo z 700 milionów rubli podatku, zapłaconego przez inwestorów w roku 2008, do budżetu regionalnego trafiło tylko 11 proc. tej sumy.  
– Kapitał moskiewski i petersburski, który pojawił się za Boosem, dla lokalnych elit okazał się zbyt mocną konkurencję. Stąd ogromne niezadowolenie z jego rządów i protesty w nadziei, że uda się wymusić zmiany – tłumaczy Iwona Wiśniewska z zespołu rosyjskiego OSW. –  Kadencja upływa w tym roku, prezydent Miedwiediew latem, podczas nasilenia się kryzysu, mówił, że szansę na kolejne pięć lat da tylko tym gubernatorom, którzy radzą sobie z rozwiązywaniem problemów społecznych.
Władze centralne zareagowały na sytuację w Kaliningradzie. Gubernator szybko zrezygnował z urlopu, a do niepokornej stolicy regionu przybyli pełnomocnik prezydenta na okręg północno-zachodni oraz zastępca prokuratora generalnego Rosji. Zwolniono też urzędnika, który w administracji prezydenta Miedwiediewa odpowiadał za kontakty z Kaliningradem.
Czy ożywienie postaw obywatelskich w obwodzie kaliningradzkim i polityczna aktywność tamtejszych elit może być zapowiedzią szerszej fali niepokojów społecznych? W ocenie ekspertów Ośrodka Studiów Wschodnich nie ma dziś podstaw do formułowania takiej tezy.
 
Waldemar Żyszkiewicz

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka